Myślę, ze każdemu z Was towarzyszy pewien rytuał, kiedy sięgacie po nową książkę. Zwłaszcza, gdy wiecie, że zagłębienie się w nią będzie ucztą dla wszystkich zmysłów. Tak było i tym razem, kiedy jeszcze ciepła, w dniu swojej premiery przybyła do mnie szczelnie zapakowana.* Za oknem upalne, popołudniowe słońce, a w rękach 456 stron z receptą na długowieczność i studwunastoma (!) oryginalnymi, włoskimi przepisami kulinarnymi.