Schyłek lata i początek jesieni mają w sobie tyle łagodnego ciepła, że mimowolnie ulegam ich hipnotycznej wręcz magii.
Chcę zrywać jabłka, leżeć na trawie i pozwolić słońcu muskać moją skórę.
Mogłabym być tą porą roku.
Lanckorona i jej zatrzymany w czasie anturaż sprzyjają chęci chwilowego zwolnienia, złapania oddechu i niewymuszonego istnienia. Niech taką pozostanie jak najdłużej.
Historyczna osada z dawną zabudową żyje własnym tempem i własnym życiem.
Niegdyś jak magnes ściągała letnikow i artystów.
Wielu inspirowała.
Grechuta poświęcił jej jeden ze swoich utworów.
Do Lanckorony trafia się przypadkiem, gdy zgubimy drogę.
Lub z potrzeby serca wiedząc, że tam odnajdziemy wytchnienie.
Lanckorońskie jabłka prosto z drzewa mają smak lata i dojrzałość jesieni. Czym innym zatem miałam osłodzić sobie resztę dnia, jak nie ciastem z jabłkami? Najprostszym. Aby długo nie czekać...
Komentarze
Dokładnie tak! Trafia się tam przez przypadek!!! Uwielbiam zgubic czasem drogę:)
Ale urokliwie ; )
Jak to jest, że nie znam tego miejsca? Ale niedopatrzenie...
Koleżanka zachwycała się Lanckoroną w zeszłym roku, kiedy wróciła z wakacji. Teraz patrzę na Twoje zdjęcia i utwierdzam się w przekonaniu, że jest się czym zachwycać.
A na ciasto z jabłkami też czekam :).
To i tak jest tylko część tego, co z Lanckorony chciałabym pokazać ;-)
Takie cuda tylko w Małopolsce ♥
Skoro już mówimy o cudach, to Lanckorona bierze właśnie udział w plebiscycie 7 nowych cudów Polski :-)
O jak chciałabym zgubić drogę i znaleźć się teraz w takim miejscu...
Dodaj nowy komentarz