To będzie krótka opowieść o długiej historii. Właśnie piekę pierniki według przepisu mojej Babci. Znalazłam go w pożółkłej książce kucharskiej, której kartki przełożono dawno temu równie pożółkłymi już teraz luźnymi kartkami w niebieską linię. Pochyła kaligrafia nakreśla recepturę na sernik, tort kartoflany i obwarzanki drożdżowe. Czy zauważyliście kiedyś, że pismo pokolenia urodzonego przed II wojną światową jest takie charakterystyczne?
Ponoć z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Niekoniecznie kierując się tą teorią, każdego roku spotykamy się w szerokim, kilkudziesięcioosobowym gronie na dorocznym zjeździe rodzinnym. Cztery pokolenia, dużo wspomnień, rodzinnych opowieści, dużo jedzenia i dużo zdjęć. I choć odbywa się to w ciepłych dniach jesieni, to właśnie w grudniu szczególnie myśli krążą wokół rodziny, czyż nie?
Celebrując jedzenie, przechowując skrzętnie przepisy przekazywane w rodzinie od pokoleń, sięgając do kulinarnych korzeni, wspominamy tych, którzy siadali przy wspólnym stole i tworzyli naszą podświadomość, bardziej lub mniej zamiłowaną w kulinariach. W mojej rodzinie kucharzy nie było - żadnemu z jej członków na podstawie zrekonstruowanego drzewa genealogicznego tej profesji się nie przypisuje. A co gotowały prababki? Klasykę, z mocnym naciskiem na regionalność. Z naturalnych i często lokalnych produktów. Bo tak kiedyś było, naturalną siłą rzeczy, a nie narzuconymi dziś trendami.
Czy mój blog przetrwa próbę czasu i będą czytać go moje prawnuki? Kto wie, choć - nie sądzę. Za to ręczne zapiski, wykonane wiecznym piórem lub starannie zastruganym ołówkiem, na pożółkłych i naznaczonych używalnością, postrzępionych kartkach, przetrwają niejedno pokolenie tych, którzy kochają gotować.
A Wy? Czy odkryliście już wszystkie kulinarne zapiski Waszej rodziny na pożółkłych kartkach? :-)
Komentarze
Miałem szczęście w moim życiu do dwóch teściowych! Obydwie........rewelacyjne! Opisu ich piękna nie sposób zawrzeć w grubym tomie, ale o smakach i umiejętnościach kulinarnych obu, już nie żyjących pań...........pewnie jeszcze bardziej opasłe tomisko by powstało!
Każda z pań pochodziła z innej części Polski (Wilno, Częstochowa), każda gotowała swoja kuchnię "polsko-regionalną".
Stare przepisy!
W każdym z domów była książka "Kuchnia Polska", prawdopodobnie jedno z pierwszych powojennych wydań tej doskonałej pozycji z kulinariów. Stopień delikatnego "zużycia" był świadectwem korzystania z wydawnictw. Ale najważniejsze były dziesiątki, jeżeli nie więcej, odręcznie sporządzonych receptur, zwykle najlepszych dań jakie pojawiały się w ich domowych gotowaniach i pieczeniach. Udało mi się "odziedziczyć" po teściowej częstochowskiej (przekazała mi tuż przed śmiercią) Jej książkę kucharską, wraz z całą zawartością "ręczną" w ilości stu trzydziestu karteczek ( zwykle format zeszytu szkolnego w kratkę "do matematyki"), w tym trzydzieści dwie w jednym zeszycie. Żeby uchronić te skarby od dalszego zniszczenia, zafoliowałem (na gorąco) wszystkie karteczki, zaprowadziłem segregatory tematyczne i bez obawy korzystam, z historycznych już receptur!
Coś wspaniałego! Taka ilość receptur to prawdziwy skarb :-)
Cudna historia :) trochę zazdroszczę...
Wesołych Świąt!
Spokojnych i pełnych radości Świąt Ci życzę! :-)
Pani Renato,
Moja Babcia z Sidziny (teraz to już dzielnica Krakowa) zawsze do swojego sernika dodawała zamiast mąki ziemniaczanej zmienonego w maszynce gotowanego, sporego ziemniaka. I to się sprawdza - ten sernik jest
doskonale zwarty dzięki skrobii i konsystencji tegoż ...
A sernik zawsze musiał być na kruchym cieście (masło, mąka krupczatka i przerte przez sitko żółtka jaj i wara - żadnej śmietany kwaśnej, która ułatwia zagniatanie!)
Reszty przepisu z 1936 roku nie zdradzę ... ;-) mogę poczęstować
pozdrawiam z Wrocławia,
Marta, wrocławianka wychowana na kuchni krakowskiej
O tak, klasyczny sernik na kruchym cieście. Kiedyś dodałam parę razy gotowanego ziemniaka do pieczonych przeze mnie serników, a potem zapomniałam o tym sposobie.
Babcina receptura z 1936 r. - wspaniała rzecz! :-)
pozdrowienia :-)
zachwycające zdjęcia! pozdrawiam :)
Dziękuję i również pozdrawiam :-)
U mnie niestety taki zeszyt się nie zachował, aż Ci zazdroszczę. Klimat zdjęć cudowny, uwielbiam takie zdjęcia;)
Może rozważysz, aby dla swoich potomnych stworzyć taką pamiątkę? :-)
Piękny post!
Muszę się pochwalić, że całkiem niedawno wywalczyłam książkę kucharską po mojej babci, a dalej prababci :) z 1901r ! Przeglądałam ją cały wieczór kartka po kartce. Najlepsze są te przepisy bez podania wag tylko uncje itp :) Śmieszne w dzisiejszych czasach nazwy produktów, naczyń hihi
Muszę jeszcze się postarać o jej stare zeszyty z przepisami, ale to już nie będzie takie łatwe :) muszę obmyślić plan zdobycia tych dzieł- bo dla mnie to są dzieła nie zwykłe zeszyty.
Dodatkowo jeszcze szybciutko napiszę, że wszystkie ważne dla mnie przepisy zapisuję w swoich zeszytach, bo może kiedyś moje wnuki, prawnuki będą chciały mieć moje mini kuchenne pamiętniki w swoim posiadaniu .......
Kasiu dziękuję :-)
Trzymam kciuki za powodzenie zdobywczego planu ;-)
A co do zeszytu, już wiem, że do ręcznych zapiskow również taki założę. Do tej pory bardziej myślałam o tym, aby zdobyć kulinarne pamiętniki moich Babć ;-)
Wiesz, a może warto założyć własny zeszyt? Spisać receptury może nie na wszystko, ale przynajmniej te najlepsze? Albo złożyć domową książkę kucharską, łączącą stare przepisy z nowymi?
Pozdrawiam!
Agnieszko, myślę, że to doskonały pomysł :-) Ja myślałam o wydruku przepisów ze zdjęciami, ale brak byłoby im tego czegoś - własnoręcznego nakreślenia liter. Czyli duszy (?)
W rodzinie mojego męża przetrwał do dziś stary zeszyt z przepisami ... spisywała je ciocia babci mojego męża gdy mieszkała we Lwowie ... zawiera niezwykłe receptury z okresu międzywojennego ... jest trochę jak pamiętnik i pamiątką rodzinną jest jednocześnie ...
Robisz piękne zdjęcia...
Posiadacie zatem prawdziwy rodzinny skarb...
Dziękuję za komentarz :-)
Dodaj nowy komentarz