Siedzimy w A Fuego Negro, które jest zaprzeczeniem wszystkiego, co związane jest z budowaniem często sztucznego napięcia konsumpcji i obsługi zarazem. Czarny Ogień to przewrotna koncepcja restauracji połączonej z tapas. I bez nadętych reguł. Gdzie motywem przewodnim jest zabawa z całym światem i zabawa z jedzeniem. Mamy źle w głowie i nie boimy się tego. Mamy koncept, team, mieszamy style i smaki.
A Fuego Negro jest jak rakieta lecąca w kosmos, pędząca machina, chichot w centrum gastronomii San Sebastian. Jeśli człowiek czuje minimalną zazdrość, to chyba zazdroszczę Fuego Negro wszystkiego. Tego wyluzowania, łączenia smaków, dopasowania się do koncepcji miejsca i miejsca do koncepcji.
Ale tak na serio. Siedzisz w miejscu, które wystrojem może przypominać trochę burdel, z dodatkiem sado macho, a trochę salon tatuażu. Nie wiesz, czy jesteś na wystawie designu wyposażenia wnętrz gastronomii, czy też kolekcji niezrozumiałych figurek. Być może to bohaterowie jakichś kreskówek, lub filmów których nie było mi dane obejrzeć, jedynym znakiem, który oznaczał że obcuję ze znajomą mi postacią jest figurka Batmana.
Facet z wydawki uśmiecha się do nas i patrzy, jak smakujemy kulinarne gadżety Fuego Negro. W swym wyluzowaniu już sam nie wiem, czy jest fanem dopalaczy, czy ogólnie taki ma wyraz twarzy. I ta przewrotność jest jak maska błazna, do końca nie wiesz jaka jest prawdziwe oblicze tego miejsca.
A jedzenie czaruje. Jesteśmy atakowani wielkimi i perfekcyjnymi w smaku, faszerowanymi oliwkami. Czosnkiem w białej czekoladzie, w niezrozumiałym dla nas dipie, sorbetem z pomidora, który rozbijasz łyżeczką, słodycz miesza się z ostrością lodów awokado, wątróbki, papryki i nutą pikantnej kiełbasy.
Rozpracowujemy świńskie ucho. Ciekaw jestem, kto w Polsce zdecydowałby się na przyrządzenie i serwowanie w restauracji świńskich uszu? Risotto, które naprawdę zniewala fuzją smaków przypraw i ziół. Takie proste, a jednak trudne.
Niezrozumiała foccacia z kawałkami marynowanego mięsa, sałaty podane w plastikowych kulach, których zawartość uaktywnia się podczas mieszania. Słodki chlebek (beza) podana z lokalnym serem i surowymi sardelami.
Przewrotny dorsz z czarnym piaskiem, czy też "trafiony" gołąb – kontrowersyjna koncepcja degustacji.
A na koniec - najbardziej polski deser - burak na kilka sposobów z musem z koziego sera.
Już wiemy, że zaplecze jest bardzo małe, więc nie będziemy podpatrywać Fuego Negro od kuchni. Szkoda. Wracamy wieczorem, by poznać szefa, samo wejście do tego gabinetu smaku – mało realne. Jest komplet. Wieczorem przeglądam ich stronę i potwierdza się, że twórcy mają w głowie duże kuku. A co ważne, za bardzo przystępne ceny.
Inne z tego cyklu:
Wstęp
Mugaritz
Arzak i Etxanobe
Komentarze
A czy to szalenstwo,ta mieszanka wybuchowa smakow,bylo przyjemnym doznaniem dla kubkow smakowych chociaz?Czy owa "knajpa"przyciaga,bo po prostu oszalamia?
Jedno i drugie. Knajpa super pod każdym względem.
Iga Cembrzyńska, w piosence "Żelazna Brama" śpiewa o przemijaniu nastrojów starej Warszawy.
W tekście, klasycznej wyliczance zjawisk na słynnym "Kiercelaku", jest "...........i świńskie ucho z chrzanem....."
W dzisiejszej rzeczywistości świńskie uszy (wędzone) można kupić w sklepach z karmą dla psów.
Otóż, współczesny konsument w wieku od dziecięcia do .........40-kilkulatka, postawiony przed wyborem
pomiędzy bułą z jakiegoś donalda a świńskim uchem, wykona gest obrzydzenia na widok tego drugiego i zajmie się pałaszowaniem bezsmakowej kompozycji - no, może jeszcze majonez jest bliski prawdy?!
Nie miejsce na analizę zjawiska gastronomicznego jakim były gotowane świńskie uszy. Smak tego rarytasu - tylko dwie sztuki na świni, podobnie jak polędwiczki - jedzonego z najprawdziwszym chrzanem
lub musztardą, zagryzany chlebem o nieznanym dzisiaj smaku (znano chleb jasny i ciemny), bywało że popijany nie zawsze zmrożoną białą wódką - smak ten mi bardzo dobrze znany. Jeżeli uda się kupić w małych przyubojniowych sklepikach świńskie uszy, zapraszam kilku chłopa z okolic rocznikowych i nie tylko na ginące smaki. Nie opiszę wrażeń. Dla większości nie do przyjęcia we wszystkich aspektach gastronomicznych. A może by TOTO puścić jako formę molekularną ?!
pozdrawiam