Szukaj

Hiszpańskie puzzle - wstęp

Życie bywa piękne, intrygujące, okrutne, a przede wszystkim nieprzewidywalne. Powiedziałem to sobie popijając szampana, gdy kubki smakowe zdążyły już zadrżeć od smaku delikatnej ostrygi. Patrzyłem na twarze moich nowych znajomych podczas pierwszego naszego wspólnego wieczoru. Już wtedy wiedziałem, że będzie krótko mówiąc „dobrze”.

Jesteśmy w Barcelonie. Tak już jest, że od początku człowiek czuje, że coś mu gra lub nie. Z jedzeniem jest tak jak z ludźmi, jest to bardzo skomplikowana chemia. Albo kogoś czujesz, zaczynasz się interesować, chcesz poznać, zrozumieć, chcesz się zagłębić /bez podtekstów ;-)/ lub wiesz, że nic z tego nie będzie.

Kilka składników uchwyconych perfekcyjnie i już wiem, że jestem trafiony. Kupuję tą koncepcję. Patrzę na kuchnię z boku. Kuchnia inna niż dotąd widziałem, gdzie drogi krzyżują się, a ty przechodzisz przez sam środek, czy tego chcesz czy nie.

Dizajnerskie detale bez przerostu formy nad treścią. Kucharze jeszcze nie gotują, skupieni na warzywach pracują nad mise en place, a ty przechodząc przez ich „świątynię” uczestniczysz na wejściu w tym spektaklu. Wszystko dopracowane perfekcyjnie. Jeśli tak to ma wyglądać - Barcelona i miejsca do których będziemy zmierzać, San Sebastian, Bilbao - to jestem u bram gastronomicznego piękna.

Gdy zrzucasz maskę codzienności, gry, sytuacje i miejsca zmieniają się tak szybko, jak akcje w meczu Barcelony z Realem. Chcąc czy nie zmieniasz się w krytyka - jesteś kulinarną „bestią” na głodzie przemierzającą bary przekąskowe, restauracje, winnice - wiedząc, że najlepsze jeszcze dopiero przed tobą!!! Mózg zaczyna wariować! Każdy z nas odnajduje w tym szaleństwie coś dla siebie i trzeba to docenić. Zgadzamy się lub nie. Siedząc przy stole każdy odbiera to inaczej.

Musiałbym być "pigmejem", by negatywnie ocenić miejsca, które wywarły choćby najmniejszy wpływ na postrzeganie tego co jedliśmy i widzieliśmy. Ale co to znaczy najmniejszy? Jak ocenić ludzi, którzy swoją wiedzą gastronomiczną mogliby wywołać rumieniec zatrwożenia na mojej twarzy. Mogąc spojrzeć na zaplecze restauracji, zobaczyć realia kuchni, w których chciałoby się znaleźć i pracować, czy chociażby kwintesencję świeżości i życia na targu w Barcelonie, i patrząc na dzieła Gaudiego. Widzisz faceta, który za chwilę wyłowi przy tobie homara giganta i pomknie z nim do kuchni,a ty ocierasz się o tłum ludzi i czujesz, że jedzenie to coś więcej. Gdy kosztujesz kilka rodzajów paelli, tuńczyki, kraby, kalmary, krewetki czy też lokalne szynki i mięsa. W tej wojnie smaków, kolorów i nastroju wina – czy  możesz powiedzieć, że było to przeciętne, że nic cię nie zaskoczyło? – nie, to byłoby hańbą, zniewagą i byłoby to nieetyczne.

Teraz z perspektywy czasu mogę opowiedzieć o czołówce tej hiszpańskiej piramidy!

Ciąg dalszy -> zobacz tutaj

Restauracja-Mugaritz

Komentarze

Maja (niezweryfikowany)

Panie Zbyszku,
zgadzam się z Panem w zupełności, choć jeszcze nie podróżowałam tak wiele, ale również niemało na tyle, by rozumieć, docenić i podnieść do rangi najwyższej kulturowej wartości RÓŻNORODNOŚĆ. Bogactwo kultur starych i nowszych, pachnących przyprawami Dalekiego Wschodu, Arabii, starożytnej Persji, Grecji, mieniących się kolorami tkanin, pachnących garbiarni skór, perlących się odgłosów nawoływań, głosów odbijających się echem od starych murów starych miast Północy i Południa, uśmiechów ludzi jakby odwiecznych, zapisanych gdzieś w jakiejś księdze życia, przynależnych jakby do miejsca i jemu właściwych, portów greckich, szwedzkich zatoczek nad jakimś dzikim jeziorem, szumu i zapachu sosen Norwegii i polskich Tatr - tak , właśnie tak i jeszcze wiele więcej, bo do tych wszystkich opowieści śpiewanych wiatrem, dopisuję każdy ludzki głos , który opisuje podróże zapisane w sercu pismem najtrwalszym, wykutym niejako w kamieniu... Tak, to BOGACTWO jest w sercach tych, co pamiętają, i nie pozwalają dziełu zniszczenia wyjałowić żyznej gleby wspomnień, opowieści starych jak świat, pieśni ludzi i drzew. Tak to widzę i czuję. W Grecji, Szwecji i paru jeszcze krajach byłam dzięki moim ukochanym Rodzicom, reszta przede mną, ale czasem trzeba po prostu chcieć chłonąć wszystkie opowieści o podróżach tych, co już "tam" byli, podziałać wyobrażnią i sercem,żeby zrozumieć, jak okaleczona jest polska rzeczywistość i jak upadla na co dzień ludzi myślących i wrażliwych. Oby podróże, co kształcą, zmusiły nas do domagania się zmian w zupełnie innym kierunku niż obecne.
Pozdrawiam,
Maja

23 października 2012 - 02:02
Zbyszek Kusowski (niezweryfikowany)

" Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma! " To porzekadło jest dla mnie taką półprawdą, zmodyfikowanym tylko dla mnie, ewentualnie dla podobnie myślących. Mamy w naszej Ojczyźnie określone warunki klimatyczne, w których sadzimy, hodujemy, przetwarzamy to wszystko i w taki sposób, aby esencja była esencją sensoryczną i mentalną w naszej świadomości. Ludzkie nierozumienie
a w konsekwencji psucie wielowiekowych odkryć, prób czy eksperymentów - to jest nieudolne składanie puzzla w świadomości całej armii ludzi zajmujących się tworzeniem jedzenia, w szerokim tego słowa znaczeniiu.
Gdyby podjąć społeczną (?) dyskusję, zaangażowawszy autorytety ( jak to ustalić ?) od producenta poprzez cały ciąg analityków, syntetyków, ekspertmentatorów, poszukiwaczy, odkrywców, wykonawców - na konsumencie kończąc, to czy znaleziono by hasło klucz do takiej dyskusji ?!
Jestem pod wrażeniem opisu Szanownych Państwa. Wędrowałem po tym świecie troszkę, znam klasykę smaków tych najbardziej flagowych, ale i też w wymiarze jednej wioski, jednej gospodyni.
Pietyzm, z jakim nacje pielęgnują smaki (produkty, surowce, płody i kojarzenie tychże) możemy w naszych realiach Polski włożyć w odgrzebywane wspomnienia babć gotujących, oczywiście - babć które
uczyły się gotować przed rokiem 1900. Obecne babcie mają, nie do końca opanowaną, umiejetność
odgrzania pizzy w mikrofali.
Mam wrażenie, jakbym powoli stapiał sie z plastikową rzeczywistością amerykańską, aczkolwiek oburzony Europejczyk będzie mamrotał o starej Europie, nadzwyczjności kulturowej.
Pytam się, skoro jestem Europejczykiem Polakiem, dlaczego na zakończeniu roku szkolnego nie odegrano mojego hymnu, który zaczyna się słowami; "Jeszcze Polska nie zginęła...." ?
Dlaczego w tym kraju nie promuje się ludzi odbudowujących, zniszczone przez komunę i niszczone
przez liberalnych euroentuzjastów, wszystko to co rdzenne, autentyczne, sprawdzone wielowiekową
tradycją - to co pozwala się identyfikować pośród rejwachu Smaków Wieży Babel ?!
Dlaczego nie mogę w sklepie rybnym kupić szczupaka, suma, siej, raków, w mięsnym - boczku na dwa palce, słoniny takiej samej, szynki pachnącej dymną szynką, w mleczarni śmietany, mleka, twarogu - musze natomiast kupować w CH i inyych tescoBiedronkach produktopodobne twory, nie mające nic wspólnego z oryginałem, a co gorsza - podobno wyprodukowane w Polsce, przez polskich producentów, z polskich surowców ?!
Dlaczego w drogiej restauracji nie mogę zjeść kotleta schabowego, grubego mięsem na palec, panierką tyle co trzeba, pachnącego świeżym smalcem czy masłem, z dobrymi świeżo ugotowanymi
ziemniakami z koperkiem, a w restauracji taniej - mniejszego mięsem i panierką również, ale też dobrego ?!
Jak śledzę ogłoszenia o pracy dla kucharzy, których pełno jest w mediach przed sezonem, to na moje pytania znajduję, niechcący, odpowiedź.
Cytuję, żywcem z ogłoszenia:
Zatrudnimy od zaraz Szefa kuchni, min.20 lat z dużym doświadczeniem, umiejętnościami kierowania zespołem, oraz pasją, kucharza, pomoc kuchenną, kelnera, kelnerką (wykształcenie min średnie)
od zaraz. Praca stała
Jeżeli odniesiemy tą radosną informację do rządzących tym krajem (od wójta, sołtysa do premiera)
do paraleli w najważniejszej dla człowieka sferze - jedzeniem, nie trzeba być wieszczem by przyszłość
jawiła się mniej radosna niż we Francji, Italii, Turcji czy nawet Niemczech.
Życzę Państwu wytrwałości i czekam na c.d.
Pozdrawiam

10 maja 2011 - 23:35
viola (niezweryfikowany)

Super musiala byc ta Twoja podroz kulinarna(i chyba nie tylko)Rafale.
Zawsze,takie relacje,czytam z wielkim zainteresowaniem,bo przeciez poprzez sztuke kulinarna,i te uliczna i te salonowa,tak naprawde poznajemy ludzi,ich zwyczaje,kulture itd...
Barcelone zwiedzalismy z mezem dwa tygodnie temu.Niestety,nie mamy zadnych wrazen gastronomicznych z tejze(wieczorem musielismy zameldowac sie na promie).Jakze Ci wiec zazdroszcze tych orgii organoleptycznych(!)-my przezylismy jej jeden rodzaj-podziwialismy dziela Gaudiego.(ja,szczerze mowiac z mieszanymi uczuciami).
Czekam na dalsze relacje....

03 maja 2011 - 22:01
trzcinowisko (niezweryfikowany)

wow:)

03 maja 2011 - 15:59