Niczym bohater mojego dzieciństwa, Luke Skywalker z Gwiezdnych Wojen, zmierzałem w stronę miejsca, które można nazwać gwiazdą niekoniecznie śmierci, ale gwiazdą zatracenia w pełnym tego słowa znaczeniu. Zatracenia w smakach jak miało się okazać nie do końca zrozumiałych i tych, które miały postawić kropkę nad „i” w tym flircie z hiszpańskim smakiem.
Chcąc dalszej esencji – esencji życia i fajerwerków takich jak w Barcelonie, oddałem się kontemplacji wiedząc, ale chyba nie do końca, że San Sebastian jest miejscem kultowym Hiszpanii, a w zasadzie kraju Basków. Przekonywali mnie o tym zresztą moi Towarzysze, w chwilowej przerwie pomiędzy plotkami o wszystkim co żyje … i nie tylko :) Powiem Wam, że San Sebastian odebrałem jako bastion mixu ludzi stosunkowo zamkniętych, wyczuwa się tam inną mentalność, charaktery i odrębność, co nie zmienia faktu, że obrazki z wieczornego i nocnego życia wskazywały na coś zupełnie innego. Reasumując, trzeba to zobaczyć i poczuć!
MUGARITZ
Aby dokładnie wprowadzić Was w zrozumienie tego, co dane nam było skosztować i co nastąpiło w moim rozmyślaniu po faktach dokonanych, to przewrotnie zmienię plan opisu. Mam kilka pozycji na półce z płytami muzycznymi, które uważam w mojej hierarchii ocen za arcydzieła, a że jestem człowiekiem trudnym, można się domyśleć, że muzyka do lekkich nie należy. Za każdym razem odnajduję w tej muzyce inną nutę, za którą podążam, która mnie zastanawia, niepokoi.
W zależności od nastroju do tej muzyki wracam, czekam na nowe odkrycie artysty. Trafienie w gust w dzisiejszym świecie, który idzie na skróty, gwarantuje być może szybszy zysk i chyba szybszy sukces. Wystawienie się na próbę pójścia pod prąd to po części droga trudna, niejednokrotnie droga przez mękę. Droga, której musisz bronić, tkwić, wierzyć!!! Być może, a to chyba największa ze sztuk w świecie artyzmu - to wprowadzenie widza (odbiorcy) w trans magii, hipnozy, która eksploduje po określonym czasie, będzie uwalniać emocje powoli, bardzo powoli, aż zgaśnie lub nie – pozostanie!!!
Trzecia restauracja na świecie jest i pozostanie kontrowersyjną zagadką. Zwycięzcy nie ocenia się, wynik wskazuje sam za siebie. Dlatego subtelnie opiszę tych kilka detali, a oceny dań - nie podejmę się. Poznanie filozofii miejsca i smaku to mierzenie się z czymś większym, niż zwykła kolacja. To przejście na drugą stronę, gdzie smak tworzy się na nowo i wyznacza nowe kierunki. Albo jesteś na to przygotowany, albo jesteś ignorantem. Obserwatorem, lub po prostu do tego nie dorosłeś. Tym dla mnie jest (był) Mugaritz, 3. restauracja na świecie.
Samo miejsce, jak litery na bileciku rozdanym przez kelnera wskazywało, że znajdujesz się w miejscu innym niż wszystkie. Kontemplacja, podróż, magia, reminiscencja w miejscu oddalonym kilkanaście kilometrów od centrum San Sebastian. W zaciszu obcujesz z przyrodą. Masz dokonać rozrachunku ze smakiem, … może z samym sobą? Degustacja, jak się okazuje nie do końca jest prawdą! Nawet to, co widzisz na talerzu nie jest tym, co ci się wydaje. Bądź gotów na to, że tego nie pojmiesz! Smak krąży w nieznanym kierunku… Surowy, ciekawy wystrój po tragedii miejsca związanego z pożarem kusi swą tajemnicą. Tu nie będzie muzyki w tle, twój smak musi obyć się bez soli i pieprzu.
Na stole coś w rodzaju rozdartego talerza, dziwnej figury geometrycznej. Jeden z kelnerów dokonuje prezentacji przedmiotu puszczając go po podłodze restauracji, tłumacząc gościom, że to „coś” jest jak nasza kuchnia „my podążamy i będziemy podążać, nigdy się nie zatrzymamy”. Jest nam dane obserwować przygotowania do serwisu, to naprawdę piękny teatr ludzi mających jeden cel – tworzenie i sukces. Tworzenie historii gastronomii, którą nam oddają.
A co zostaje w Tobie, to już tylko Twoja… muzyka!
Galeria zdjęć dostępna jest na Flickr :
Inne z tego cyklu:
Wstęp
A Fuego Negro
Arzak. Etxanobe
Komentarze
Muzyka jak jedzenie, jedzenie jak muzyka. Obydwa zjawiska postrzegamy w czasie i przestrzeni. Istnieją dzięki materii i myśli ludzkiej. Materia to surowy dźwięk albo kartofel. Taki gorący, z ogniska ziemniak do jedzenia i wysoki dźwięk z bólu, po oparzeniu. Narzędziem jest człowiek z jego myślą i zręcznymi rękoma. Panując nad gorącym kartoflem ogarnia wydawane dźwięki.
Tak czy inaczej, fenomen muzyki i jedzenia bije na głowę pozostałe, ziemskie obszary życia. Są to bowiem sztuki synkretyczne, zawierające w sobie widzialne i niewidzialne piękno, dające istocie ludzkiej bezmiar doznań w całym obszarze intelektu. Tak pozytywnych, jak i negatywnych. Te dwie sztuki Życia stawiam na najwyższej półce w otaczającej mnie przestrzeni.
W światowym dziedzictwie dźwięku utemperowanego liczy się trio BMC, będące kwintesencją surowca - dźwięku i umysłu ludzkiego . Surowiec dźwięków prostych, kształtowany przez wieki, zaczyna nabierać znaczenia z chwilą, gdy rozum podpowiada możliwość obróbki przez łączenie w czasie, zaledwie 12 składników. Budzi się geniusz z tercetu BMC - Bach JS, sprawiając i układając
w matematyczne wzory materię prostych dźwięków, przytłaczając ówczesnego konsumenta niekończącą się ilością połączeń tychże, w czasie. Zbyt dobre, by prostactwo zachwyciło się, nie mówiąc o rozsmakowaniu. Przez prawie sto lat dzieła leżały na strychu, aż pewien twórca "marsza weselnego" dostrzegł na stole własnej kuchni piękny kawał zrazówki, zawinięty w zapisany nutami papier.
Bach zostawił po sobie materiał dźwiękowy, jako surowiec bardzo podatny do obróbki . Bachowskie bowiem traktowanie dźwięku stworzyło żelazne zasady łączenia pozornie skromnego surowca, będące podstawą do klasycznego wyrównania składników, a co za tym idzie - erupcji emocji Mozarta. Geniusz tego kontrowersyjnego twórcy, pozwolił na smakowanie dzieła, przyrządzonego wg ścisłych proporcji, przez snobistycznych, w wiekszości pozbawionych historycznie smaku, ówczesnych konsumentów słuchaczy. Trzeci z tercetu BMC - Chopin F., pomysłowością bije na głowę swoich kolegów. Łazi po okolicy Żelazowej Woli, zachodzi do karczm, gdzie grają miejscowe muzykanty, słucha pracujących w polu, śpiewających po pracy w domostwach i na łąkach, po czym , zapisując to w swej genialnej muzycznie głowie, przekłada na fortepianowe granie. Dźwięki, które zapamiętał, nie są ułożone jak u kolegów B i M, są wręcz zbyt proste, by były ładne, ale są najprawdziwsze, bo tworzone przez wieki w najbardziej naturalny, niewymuszony sposób. Pan Chopin z nieskażonego, czystego surowca tworzy muzykę, która zachwyci całą Europę, a już za chwilę - cały świat, zwłaszcza odrębną kulturowo Japonię, której smaki są tak dalekie od "cywilizowanej" Europy.
Na tym trio muzycznym można by zakończyć historię muzyki. Pojawiają się oczywiście przeróżne składanki dźwiękowe, bardziej lub mniej ułożone, zmuszające postępowe grupy celebrytów światowego formatu do odsłuchania słynnych nazwisk. Wypełnione po brzegi "dźwiękofanami" wytworne sale koncertowe, światowi dyrygenci, zamówione "z okazji" najdroższe utwory,
formy, o jakich nie śniło się tercetowi BMC. Efektowne forte e tutti słynnych orkiestr, jak też porfekcja wokalnych popisów, powoduje reakcje mieszane, aczkolwiek ukrywane z całą starannością.
Zdawać by się mogło, że po tercecie BMC nastąpiła era nadzwyczajnych odkryć, mających stanowić kontynuację rozwojową muzyki tego Świata. Taka jest natura człowieka, który poszukuje, odkrywa, unowocześnia, modyfikuje. Oczywiście, obciachowym jest twierdzenie, że w temacie nie da sie już nic zrobić. Zawsze można coś jeszcze zrobić, napisac, zaśpiewać, zapłakać bardziej nowocześnie. Zawsze też można, nasyciwszy się trendami, nowoczesnością, postępem ogólnoświatowym , wysłuchaniem chociaż raz pijosenek jakiegoś Góreckiego czy innego Pana Dereckiego, zawsze można powiedzieć: jakie to piękne, odkrywcze, oryginalne !
Ale też zawsze w momencie, kiedy podejmiemy próbę zmierzenia prawdy, gdy nikt nie będzie nas łajał za obciachowe spodnie, nie egzaminował z bankowości i ubezpieczeń, nie zmuszał do oglądania najnowszych trendów, akceptowania głupoty, miernoty i Bóg raczy wiedzieć, czego tam jeszcze - w takiej chwili zamarzy nam się okrzyk wydany pod wpływem bólu. Ból będzie pochodził od poparzenia, wywołanego gorącym kartofelkiem wyciągnietym z ogniska. Krzyk będzie dźwiękiem prostym, nie modyfikowanym, bezpretensjonalnym. Kartofelek zaś będzie najsmaczniejszym daniem świata, z czasem ulegający modyfikacjom genetycznym, kulinarnym, smakowym, sensorycznym, no i może muzycznym. Przecież, przy daniu z ziemniaka, podanego w szczególny sposób - jeżeli się sparzymy, wydamy niewątpliwie dźwiek zmodyfikowany, jeżeli nie serię dźwięków.
Pozdrawiam. Czekam na ciąg dalszy :)
Chapeau bas za zdjecia na stronie Mugaritz.Prawdziwa sztuka!!!